środa, 24 grudnia 2014

ROZDZIAŁ IX

- Wyjechała jak to? Gdzie?
- Nie powinnam chyba zdradzać informacji na temat tej rodziny.
- To dla mnie naprawdę bardzo ważne, tej dziewczynie może stać się krzywda. Musi mi pani pomóc - próbowałem podejść ją nieco w desperacki sposób. Musiała powiedzieć mi gdzie pojechali.
- Krzywda? O matko boska. Chłopcze na jakiej podstawie twierdzisz, że przy rodzicach, którzy ją kochają może jej się coś stać?
- Pani nic nie rozumie. To nie są jej prawdziwi rodzice.
- Wiedziałam. Ich historyjka była za bardzo naciągana na temat tej dziewczyny.
- Dlatego musi mi pani pomóc.
- Wyjechali do Kanady, do ciotki.
- Zna pani dokładny adres? - miałem wielką nadzieję, że znajdę Elen. wkładając do tylnej kieszeni spodni kartkę na której zapisano mi adres czym prędzej udałem się do domu Jessici, by poinformować ją o wyjeździe.


Julliet's POV

Po kilku godzinach dojechaliśmy. Sama nie wiem po co ten wyjazd, lecz jak mówi ojciec musieliśmy. Nie wnikałam po prostu
się spakowałam i tak o to tutaj jestem. Mamy nocować u cioci, której oczywiście też nie pamiętam. Szczerze? To już monotonia. Co dzień poznaję osoby, którzy są tak naprawdę zbędni w mym życiu, bo przecież nawet nie pamiętam o ich istnieniu. Okej - na początku to było bardzo normalne, ale teraz? Po prawie pół roku ja nadal nie mogę sobie nic przypomnieć? Coś tutaj raczej nie gra i za wszelką cenę chciałabym się dowiedzieć dlaczego, ale brak jakichkolwiek argumentów, a raczej na rodziców liczyć nie mogłam. Jeśli nie dojdę do prawdy sama, nie dojdę nigdy.
- Jull nad czym tak zawzięcie rozmyślasz? - przerwał mi tata, który wypakowywał ostatnią walizkę z bagażnika. Wzruszyłam ramionami idąc tuż za swą matką. Chciałam tę całą uroczystość i ciepłe przywitanie cioteczki mieć za sobą.
- Dziecko jak Ty wyrosłaś. - czy to się zaczyna? Faktycznie.
- Kolejna buźka której nie pamiętam. - wywróciłam teatralnie tęczówkami.
- Młoda damo trochę kultury - skarcił mnie cudowny tatuś.
- Jasne.. Cześć ciociu. - poprawiłam się nieco, by posłać jej wymuszony uśmiech, który nawet nie posiadał by własnego numerka. No cóż nie łatwo jest być ciągle w centrum uwagi.
- Podróż pewnie była męcząca, czeka na Ciebie pokój na pierwszym pietrze od razu po lewej stronie - uściskała mnie na powitanie i wskazała dłonią na schody, które jak mogłam się domyślić prowadziły na górę do tymczasowego pokoju. To był dobry pomysł bym odpoczęła i przemyślała kilka spraw. Mając na myśli kilka spraw mam na myśli szatyna i Jessice jak i moją przeszłość. Podświadomość próbowała sklejać fakty w jedną całość, lecz dochodząc do końca wyimaginowanej historii wszystko prysło jak bańka mydlana, moje myśli się blokowały i nie potrafiłam skleić poczciwie tego co do tej pory już stworzyłam. Moje sny w niczym mi nie pomagały. Były tylko uciążeniem. Nigdy nie doprowadziły mnie do czegoś prostującego drogę, zawsze zakleszczały się w libiryncie bez wyjścia. Nie umiałam poradzić sobie z przeszłością i wypadkiem o którym nawet nic nie wiedziałam.
-Julli? - do pokoju wszedł wysoki blondyn, którego? Oczywiście, którego za żadne skarby nie znałam.
-Znamy się?
-No coś Ty.. Naprawdę nie pamiętasz? Jestem Dylan, Twój kuzyn. - był na tyle chamski, że wprosił się do mego aktualnego pokoju i usiadł tuż obok mnie na łóżku.
-Widocznie nie przepadałam za Tobą. - jak miałam go spławić? Nie chcę jakichkolwiek rozmów z tym chłopakiem, chciałabym, aby już wyszedł.
-Ależ wręcz przeciwnie, uwielbiałaś mnie.
-Widocznie kłamałam Cię ciągle.
-Suka jesteś i tyle. - co? Jak On śmie mnie w ogóle wyzywać, cóż za parszywy frajer.
-Jeśli skończyłeś drzwi są tam. - wskazałam palcem, a chłopaka w mgnieniu oka już przy mnie nie było. Odetchnęłam na moment z ulgą, lecz przy rodzinnym obiedzie byłam zmuszona znosić jego towarzystwo. Nie kłamał. Był synem cioteczki i moim kochanym kuzynem. Jaka to piękna sielanka, nie mogę uwierzyć, że ze wszystkimi mam takie więzi rodzinne. Cóż za wyjątkowa rodzina. Rzygam już nią.
-Jull, a pamiętasz jak chodziłaś z Dylanem nad stawek?
-Nie pamiętam i nie chce pamiętać -syknęłam do ojca wywracając oczami.
-Jesteś taka niewdzięczna
-Uspokójcie się, to nadal wielki szok dla kochanej naszej dziewczynki - starała się unormować atmosferę ciotka. Nie udało się. Odeszłam bez jakiejkolwiek ochoty na dalszą konsumpcję. Miałam po dziurki w nosie każdego z osobna.
Resztę tego koszmarnego dnia przesiedziałam w swym pokoju. Zack miał dojechać do nas jutro, więc nie miałam jakiejkolwiek chęci by zwiedzać okolicę. Nikt mi nie przeszkadzał i mogłam odpocząć od nachalności członków rodziny oprócz jednego. Tak Dylana. Około godziny 23 wparował do mego pokoju i jak nigdy nic położył się przy mnie na łóżku. Było czuć od niego alkohol. Obrzydzał mnie. Z każdą chwilą i z każdym słowem miałam go dość.
-Mogłaś iść ze mną, nie byłabyś taka spięta.
-Mógłbyś stąd wyjść nie musiałabyś zabierać mi tlenu.
-Mam dość Twoich docinek, zasłużyłaś na to mała. - i wtedy nie mogłam go opanować. Przycisnął mnie swym ciężkim ciałem do materaca wsadzając swoje dłonie pod moją koszulkę. Byłam zparaliżowana. Nie mogłam wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa. Zapomniałam nawet jak się krzyczy. Zaskoczył mnie. Nie sądziłam, że będzie próbował sztuczek, które wykorzystał już pewnie
na nie jednej niewinnej dziwce. Próbowałam za wszelką cenę zrzucić go z siebie. Próbowałam po omacku znaleźć coś na szafce nocnej czym mogłabym go ogłuszyć, ale na marne. Cała się trzęsłam, a On błądził swymi brudnymi łapskami po mej skórze. Był taki zadowolony, a ja w końcu nie mogąc się powstrzymać chwyciłam za lampkę, która stała przy łóżku i uderzyłam go w głowę. To właśnie wtedy miałam szanse na ucieczkę. Rodziców budzić nie miałam po co, wiedziałam, że nie uwierzą i nie pomogą. Uciekłam przed dom. Chciałam się gdzieś schować. W sumie nie najlepsze rozwiązanie, ale wtedy nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Nerwy mną szarpały. Znalazłam się na tarasie. Nadal próbując opanować emocje, aczkolwiek na marne. Poczułam silnie oplatające dłonie wokół mej talii i szarpnięcie za włosy.
-Pożałujesz suko - szarpałam się z nim, aczkolwiek był silniejszy.
-Człowieku Ty masz problem ze sobą, puść mnie.
-Zbyt długo znosiłem i powstrzymywałem się.
-Zostaw mnie, jestem Twoją kuzynką.
-Nie jesteś - gadał trzy po trzy, a ja nie mogłam dopuścić by zrobił to co zamierzał od samego początku. Próbowałam go odepchnąć, lecz nie zorientowałam się, że mój krok w tył doprowadził do tego, że wpadłam na ścianę. Straciałm kontrolę nad sobą. Byłam wściekła na niego. Bez przemyślenia jakiegokolwiek uderzyłam go w intymnie miejsce. Zabolało. Wkurzył się, a wtedy spoliczkował mnie.
-Zacznę krzyczeć.
-Krzyczeć będziesz moje imię. - Był obrzydliwy, próbował odsuwać mój rozporek, lecz ja gdy to robił momentalnie go zasuwałam. Nie mogłam pozwolić na nic.
-Uspokój się to nie będzie bolało. - to nic nie dało, wiłam się próbując go powstrzymać. Zdjął ze mnie koszulkę. Zabrał się za rozpięcie stanika, a ja byłam bezbronna, lecz nie poddawałam się. Kopałam go, biłam gdzie popadnie, a wtedy zdenerwował się bardziej. Popchnął mnie na ziemię co spowodowało uderzenie w coś metalowego. Nie wiem nawet co, upadłam, straciłam przytomnść.

WSPOMNIENIA

" -Justn, ale nie możemy Twój tata nas zabije.
  - Skarbie to On wpadł na pomysł bym Cię zabrał w rejs. 
  - Jest kochany tak jak jego synek - zaśmiałam się cicho pod noskiem, a wtedy szatyn podszedł bliżej mnie delikatnie 
opierając o barierkę jachtu. 
  -Jesteś piękna, wiesz? - odgarnął niesforny kosmyk mych włosów za ucho i gdy chciał zbliżyć się do mych ust oboje upadliśmy na ziemię. Woda na morzu się rozhulała. Falę przybierały większego prądu. Pieniły się, a niebo pociemniało. Bałam się, pamiętam, że się bałam. Lecz Justin obiecywał, że wszystko będzie dobrze.  
  - Elen nie martw się, wszystko będzie dobrze. 
  - Boje się. 
  - Pamiętaj, że Cię kocham. - z tamtego okresu nie pamiętał już wiele. Pamiętam silne uderzenie i jacht zderzający się z ogromnymi skałami, a potem? Potem postać mężczyzny i kobiety zupełnie obcej" 

- Julliet obudź się proszę - cichy głos Loren wybudził mnie z transu.
- Justin - krzyknęłam na całe gardło zalewając się łzami.
- Dziecinko to zły koszmar, ćśś - tuliła mnie starsza kobieta próbując uspokoić.
- Będzie już wszystko dobrze córeczko - głos zabrał jej mąż. Wszystko było takie jakby znów nowe. Jakby wszystko we mnie ożyło, ale małżeństwo próbujące mnie uspokoić tłamsiło wszystkie uczucia.
- Jull uspokój się.
- Jestem Elena. Elena Montess.
- Straciłam przytomność, ale Dylan na szczęście w porę Cię odnalazł - Dylan? Ten kutas, nie chce widzieć go na oczy. Lecz może to dzięki niemu mogłam sobie coś przypomnieć? Sama nie wiem. Nie wiem czy mogę w to wierzyć. Może to tylko znów sen. Byłam oszołomiona. Potrzebowałam snu.



~♦
W końcu się pojawił. Wybaczcie, mam nadzieję, że się nie gniewacie. Rozdział wyszedł jaki wyszedł, może nie najlepszy, ale jest. Tracę po prostu swoją magię zaciekawienia czytelników, lecz nie ważne niebawem kolejna część cupboardlove

3 komentarze:

  1. Nie jest zły. Mnie się podoba i z niecierpliwością czekam na nn. ♥
    Mam nadzieję, że szybko dodasz next ;p
    zapraszam do mnie! ♥
    fuck-everything-im-belieber.bloblo.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę super! Trochę nie zrozumiałam końcówki, ale domyślam się o co chodziło. Aww genialny <3
    /L

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super!
    Wybacz, że komentuję dopiero teraz, ale wcześniej... jakoś nie było czasu, żeby wpaść i na spokojnie przeczytać.
    Świetnie!!!

    Pozdrawiam,
    Karolina (Bloblo)

    OdpowiedzUsuń