poniedziałek, 5 stycznia 2015

ROZDZIAŁ XI

Cała byłam obolała, a ruch mych dłoni paraliżował mnie. Czułam okropny uścisk w okolicach nadgarstków i nie wiele myśląc otworzyłam oczy. To był błąd. Światło z żarówki bezczelnie dało o sobie znak. Ponownie zmrużyłam powieki przypominając sobie ostatnie wydarzenia i analizując bacznie pomieszczenie w którym się znalazłam uświadomiłam sobie, że znajduję się na jednym z krzesełek do którego byłam przywiązana. Pisnęłam.. Do jasnej cholery co tutaj się dzieje? Ile to jeszcze razy zawiodę się na swym szczęściu. Ogromna nienawiść do siebie samej przytoczyła ostatnie dni. Dreszcze na mym ciele zawładnęły nim, a ja próbując wyswobodzić się z uścisków sznurów zaklinałam cały świat pod nosem.
- Księżniczka się już wybudziła - do pokoju w kolorach jasnobeżowych wstąpił sam Justin Bieber. Wzdrygnęłam się na samą myśl, lecz dopiero nieprzyjemne uczucie wzbudziło mą osobę, gdy chłopak przejechał dłonią po mym policzku.
- Czego Ty ode mnie chcesz Bieber?
- Tęskniłem Elen. - wychrypiał nadal przyglądając się moim tęczówkom. Byłam wręcz sparaliżowana. Moje myśli krążyły wśród bujnych zdarzeń.
- Dlatego musiałeś mnie przywiązywać do tego cholernego krzesełka? - milczał. Wyłącznie mi się przyglądał. Czułam się jakbym rozmawiała z psychicznym człowiekiem, który nigdy nie mógł napawać się urodą kobiety. Od jego spojrzenia wiało chłodem. Było obojętne, a zarazem jego uśmiech pełen czułości. - Rozwiąż mnie! - powtórzyłam po chwili. Sznury naprawdę wpijały się w moją skórę.
- Nie mogę.
- Dlaczego? Dlaczego to robisz?
- Chcę Cię chronić.
- Więc musiałeś uniemożliwić mi jakikolwiek ruch.
- To dla Twojego dobra.
- Ty nie masz pojęcia co jest dla mnie dobre. Wypuść mnie do cholery.
- Nie pozwolę wrócić Ci do tej zakłamanej rodziny.
- To jest moja rodzina, zrozum to w końcu. Rozwiąż mnie, błagam. - wyszeptałam resztkami sił, a po mym policzku spłynęła pojedyncza łza. Chciałam wrócić w ramiona Zacka. Chciałam poczuć się bezpieczna, a tutaj? Teraz, w tej chwili? Czekałam tylko na wybuch agresji. Na ból.
- Nie będę trzymał Cię tutaj długo najpierw musisz mnie wysłuchać.
- Teraz nie wydaje mi się, że miałabym jakieś inne wyjście.
- Elen ja naprawdę nie chce źle dla Ciebie. Chcę jak najlepiej.
- Kurwa mam na imię Julliet. Ile jeszcze razy Ci to będę musiała powtórzyć?
- Elen Montess słowa które za chwilę padną z mych ust są prawdziwe. Tylko mi nie przerywaj. - skinęłam głową na znak, żeby w końcu kontynuował i nie spuszczając z niego wzroku westchnęłam.  Sama nie wiem po co to wszystko robi. Dlaczego mnie tutaj przetrzymuje, lecz przyglądając się jego ciemnym tęczówkom mogłam doszukać się zagubienia. Przeszedł wiele, próbowałam się go w jakikolwiek sposób zrozumieć, lecz na marne. Nie umiałam. To zbyt trudne.
- Pokochałaś kiedyś kogoś na tyle byś mogła oddać za niego życie? - znów zamilkł, by za chwilę szyderczo się zaśmiać. - Ty przecież straciłaś pamięć, straciłaś wszystko. - bezczelny cham. Jak śmie, do czego zmierza. Rozkazał palcem bym była cicho, posłuchałam się.
- Ja straciłem Ciebie, rozumiesz? Straciłem osobę, która odgrywała w mym życiu ogromną rolę. Nigdy nie wybaczę sobie, że zabrałem Cię wtedy na tę wyprawę. Co dzień pluję sobie w brodę jakim mogłem być idiotą.  Straciłaś przeze mnie wszystko. Straciliśmy siebie.
- Proszę Cie, nie mogę tego słuchać. Jesteś na tyle zdesperowany, by szukać oparcia we mnie. Jesteś śmieszny.
- Śmieszny czy nie, ale ten chłopak, który stoi przed Tobą ma wspólnie z Tobą ogromną historię, której nie jesteś w stanie zamazać ani się wyprzeć.
- Wypuść mnie, błagam.
- To nie koniec. Zamilcz i słuchaj. - oblizał swoje wargi, a mnie skręcało się w żołądku. - Rok temu zabierając Cię na ten jacht ojca zrobiłem błąd, ale nie poddam się. Słyszysz nie poddam. Nie zrezygnuję z Ciebie.
- Mam narzeczonego, nawet mogę rzec że męża Ty nie grasz żadnej roli w mym życiu.
- Mylisz się, okropnie się mylisz.
- W niczym się nie mylę. Nie istniejesz dla mnie. - okropny ból przeszył mą klatkę wypowiadając ostatnie słowa, a w gardle zabrakło śliny.
- Nie, Ty nie wiesz co mówisz. - upadł nagle na kolana. Bacznie ilustrowałam jego zachowanie. Był przemęczony, to było po nim widać. Sam nie potrafił opanować swych emocji, teraz współczułam mu.
- Czy teraz wypuścisz mnie?
- Jeszcze nie.
- Jeszcze? Uciekłam z przed ołtarza, rodzina się o mnie martwi być może wezwali już policję, a Ty mówisz mi, że będziesz mnie przetrzymywał mimo wszystko?
- Nie wezwą policji. Siedź cicho, a może jeszcze dziś Cię rozwiąże. - trzaskając drzwiami opuścił pomieszczenie. Opadłam bezsilnie na oparcie od krzesełka. Właśnie teraz mogłam przyjrzeć się pokojowi w którym się znajdowałam. Był wielki. Ciemne meble idealnie komponowały się z jasną barwą ścian oraz białą wykładziną. Było przytulnie, a tuż obok okna stało ogromne małżeńskie łóżko. Chociaż już do niego mógł by mnie przywiązać. Było by wygodniej. Na ścianach było wiele zdjęć, lecz nie mogłam dostrzec dokładnie kto na nich się znajduje. Mój wzrok wyostrzał się, aczkolwiek wtedy drzwi z hukiem otworzyły się.
- Przyniosłem Ci coś do zjedzenia i do picia kruszynko - wywróciłam teatralnie tęczówkami wywołując grymas na swej twarzy.
- Rozwiąże Cię, lecz nie próbuj głupich sztuczek. Dom jest strzeżony.
- Naprawdę? Czego Ty oczekujesz od mojej osoby?
- Wsparcia na kolejne dni.
- Nie masz przyjaciół?
- Elen Ty nią jesteś.
- Ugh nie dogadamy się nigdy. - westchnęłam zirytowana pod noskiem mając po dziurki w nosie tego chłopaka. Zbliżył się do mnie, delikatnie uwalniając moje dłonie z uścisku. Jego szorstkie dłonie chwyciły moje, by pomóc mi wstać i automatycznie odwracając przodem do siebie. Jego wzrok.. Jego wzrok był taki opanowany, spokojny i czuły. Przełknęłam głośno ślinę nadal przyglądając się jego tęczówkom. Czułam się jak zahipnotyzowana. Jego błyszczące tęczówki świdrowały moją twarz na wylot.
Czasem stało się to przerażające, lecz nie spuściłam wzorku. Kontynuowałam tę czynność do momentu, gdy jego dłoń znalazła się na mym policzku. Muskał go opuszkami swych palców głośno oddychając. Czułam się jak w niemym filmie.
Obydwoje milczeliśmy. Wbrew wszystkiemu nasze oczy zdradzały wszystko.
- Zostaw - odsunęłam go delikatnie od siebie opanowując sytuację. To nic nie znaczy. Jego osoba jest dla mnie zwykłą szarą postacią wśród społeczności. Choć jego oczy, jego dusza krzyczały bym się opamiętała, a moje serce? Moje serce zastygło w bez ruchu czując jego dotyk.
- Nie widzisz tego? Jesteśmy sobie bliscy.
- Chciałabym być Elen, ale nią nie jestem, kiedy to do Ciebie dotrze? - dławiłam się swymi łzami. Byłam na skraju załamania. Chciałam wrócić do Zacka, chciałam zobaczyć rodziców. Miałam dość. - Chcę zobaczyć rodziców. - dodałam resztkami sił opadając na łóżko o którym wcześniej wspomniałam. Podszedł do mnie, delikatnie me dłonie obejmując w swoje, a później złożył na każdym mym palcu po zewnętrznej stronie pocałunek.
- Obiecuję, że ujrzysz ich jutro. - przymknęłam swoje powieki zaciskając swe wargi w cienką linię. Miałam dość obiecanek.
Ostatnimi czasy tylko obietnice, tajemnice i zawiść połączona z bólem. Czasami miałam dość, a utracona pamięć była najgorszą zmorą, która mogła mi się przydarzyć. Każdy nagle mógł mną od tak po prostu manipulować.
- Prześpij się malutka. - dodał po chwili swym aksamitnym głosem. Miał w sumie rację. Potrzebowałam snu, lecz powinnam tutaj spać? Nie powinnam czasem obmyślać planu ucieczki? Co ja jeszcze tak właściwie tutaj robię? Czemu nie uciekam? To istny burdel uczuć.
- Pokój jest cały Twój, w szafie masz swoje ubrania. Dobranoc Elen. - podeszłam do szafy przeglądając co kryje się wśród sterty ubrań. Odnalazłam koszulkę oraz spodenki w których zamierzałam spać. Łazienka. Potrzebowałam jej natychmiast, lecz ciągnąć za klamkę od drzwi pokoju mogłam wyłącznie ją pocałować. Zamknął mnie. Byłam przerażona, a zarazem czemu się zdziwiłam. To normalne dla kogoś takiego jak On. Osunęłam się bezwładnie po drzwiach siadając na zimnej posadzce tuż przy nich. Byłam okropnie zmęczona wydarzeniami ubiegłych miesięcy. Gonitwa w pogoni szczęścia mnie torturowała, a ja czułam, że dłużej nie wytrzymam. Przegram wyścig po klucz do pamięci. Bałam się, że jej nie odzyskam. Analizując wzrokiem ponownie pokój w dość nietypowym miejscu odnalazłam kolejne drzwi. Modląc się, aby była to tylko łazienka złożyłam ręcę ku górze. Trafiłam. Była koloru jasno błękitnego. Na jej środku stała ogromna wanna, w której mogło zmieścić się około pięciu osób. Marzyłam tylko o kąpieli w niej, ale nie po to tutaj jestem. Właściwie to po co ja jestem tutaj? Sama nie wiedziałam. Ogromna żądza tego chłopaka przepełniała me ciało, a ja miałam dość dzisiejszego dnia. Ułożyłam się na łóżku automatycznie zasypiając.

" - Jesteś dla mnie nikim rozumiesz, nikim - krzyczał na mnie. 
  - Ale jak to? Miałam zostać Twą żoną, a teraz co? 
  - Jesteś zwykłą dziwką.
  - Nie mów tak, proszę. - łkałam. Dławiłam się słonymi łzami na słowa Zacka.

Ogromny ból w klatce piersiowej i zastygnięcie mięśni. Dusiłam się, czułam to.
- Elen, Elen wszystko w porządku? - poczułam jak silne dłonie szarpią mnie delikatnie za ramiona. Z siłą wiatru ocknęłam się przyglądając się idealnym zarysom jego twarzy.
- To tylko sen - dodał po chwili. Odetchnęłam z ulgą opadając ponownie na poduszkę, lecz mimo wszystko byłam zdruzgotana. Chciałam w tym momencie do Zacka. Dlaczego to mi się przyśniło. Co jest nie tak. Justin kurde nienawidzę Cię. Tak bardzo Cię nienawidzę, że mnie tutaj więzisz.
- Już wszystko w porządku.
- Zostać z Tobą na noc? - wychrypiał, a mi ciśnienie krwi zagotowało się całym ciele. Spać z nim? Nie ma mowy. On jest zdolny do wszystkiego, ale nie zaprzeczyłam. Dlaczego? Znów tego nie wiem. Po prostu milczałam, a On ułożył się niedbale tuż obok mnie na łóżku bacznie mnie obserwując. Odwróciłam się do niego plecami próbując usnąć. Długo nie czekałam, aż zmorzy mnie sen. (.) Rano ocknęłam się czując na sobie ciepły oddech oraz delikanty ciężar. Gdy spuściłam swój wzrok na swoją talię ujrzałam oplecione dłonie Justina  wokół mego ciała. Westchnęłam pod noskiem przymykając się powieki. Obudzić się w jego objęciach? To dla mnie nowość, lecz było mi przyjemnie. Pierwszy raz w tym domu poczułam się bezpiecznie. Nie potrafiłam udowodnić dlaczego, ale byłam świadoma czynów i lęków.
- Justin - szarpnęłam za jego ramię próbując go obudzić. Jedna próba, drugi, ale nadal nic. - Juuuuustin - szepnęłam mu na ucho przeciągając jedną literkę jego imienia. Jedynie się uśmiechnął. Kurde co z nim nie tak? - Justin wstawaj - krzyknęłam zrzucając go z łóżka. Reakcja była natychmiastowa, a ja uderzyłam się ponownie w głowę na swoją głupotę. Znów miałam okazję ucieczki. On spał a ja jeszcze go obudziłam. Co za kreatynka.
- Pogrzało Cię? Nie mogłaś obudzić mnie normalnie?
- Próbowałam.
- Kobiety i ich głupota - wyszedł trzaskając drzwiami. Ten jego tupet. Miewał humorki gorzej niż dziewczyny. Irytował mnie z każdą minutą. Biorąc z szafy ciuchy na dzisiejszy dzień, w łazience wzięłam szybki i orzeźwiający prysznic, który postawił mnie na nogi. Biłam się ciągle z myślami jak teraz kolejne dni będą wyglądać w moim życiu. Długo będę tutaj? Wypuści mnie w końcu ze swego gdniazda. Milion pytań, a na żadne brak odpowiedzi.
 - Jest na górze - usłyszałam dobitnie głos Justina. Dreszcz przeszedł po mym ciele, a w gardle stanęła zeszłoroczna kanapka. Fakt przecież nic nie pamiętam. Matko jestem taka beznadziejna. Moja pamięć mnie zawiodła. Ocknęłam się do rzeczywistości, gdy do pomieszczenia wszedł Justin wraz z uroczą rodziną, lecz moment..
- To jest Twoja prawdziwa rodzina. Katy i Jonsson Montes oraz Twój młodszy brat - zdążyłam mu przerwać, gdy chciał mi powiedzieć kim owa osoba jest. Przyjrzałam mu się dość dokładnie odkąd przekroczył prób tych drzwi.
- Maxymilian co Ty tutaj robisz? - szepnęłam łapiąc się za swoją głowę, by spróbować opanować swe emocje.





~♦

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Hej. Pojawił się w dość krótkim czasie. Ostatnio reaktywowałam bloga i wpisy będą coraz częściej. Zapraszam do czytania i komentowania jak również obejrzenia zwiastuna. Link znajdziecie po prawej stronie. Możecie się ze mną kontaktować na asku. Do niego również link w zakładkach po prawicy waszej. Udanego dnia i ostatniego jutrzejszego dnia przerwy. Buźka xoxo