piątek, 2 stycznia 2015

ROZDZIAŁ X

Nadszedł właśnie nasz wielki dzień. To ta sobota w którą mam oddać swe życie Zackowi. To ten moment, gdy przyrzekniemy sobie miłość do końca, lecz czy to odpowiednie rozwiązanie? Z perspektywy rodziców to najlepsze, ale z mojej? Byłam w punkcie wyjścia. Ostatnie wydarzenia i historie konające z bólu w mej głowie dały mi wiele do myślenia, aczkolwiek nie mogłam brać ich na poważnie. One były tylko mym wymysłem. Żadna wyprawa na morze nie miała miejsca w mym życiu i żaden sztorm nie mógł zakłócić spokoju dwóch przyjaciół. To wyimaginowana opowieść siedząca w mej głowie, którą chciałabym przeżyć. Nic poza tym. Nie mogę zaprzepaścić swego życia na złudzeniach. Muszę iśc na przód. Musze wybudować barierę swej miłości i spróbować przypomnieć sobie kim tak naprawdę czułam się kilkanaście miesięcy wstecz.
-Kochanie wstawaj - usłyszałam tuż nad swym uchem by tuż po chwili poczuć muśnięcie na swoim policzku.
-Stęskniłam się. - wchrypiałam zaspana wtulając się w jego tors.
-Uroczo słyszeć to właśnie z Twych ust.
-Dawno przyjechałeś?
-Nie, zaledwie kilka minut temu. - mój narzeczony się do mnie uśmiechnął, a ja przełykając głośno ślinę niezdarnie oblizałam swoje malinowe usta.
-Nie jesteś zmęczony?
-Oczywiście, że nie. Co robiłaś tyle czasu gdy nie było mnie obok?
-No cóż w sumie nic ciekawego. Zwiedziłam okolice, spędziłam trochę czasu z kuzynem. - właśnie czy spędziłam? Ani trochę, lecz nie wiedziałam czy to dobry pomysł by mówić o tym Zackowi. Jest porywczy i mógłby zrobić jakieś głupstwo.
-Przypomniałaś sobie swe dzieciństwo w Kanadzie?
-Szczerze? Ani trochę.
-W takim razie po śniadaniu przejdziemy się na spacer. Ubieraj się lalka, bo wszyscy już czekają na dole.
-Zack.. - eh. Nie chciałam spędzać czasu z tą rodziną. Miałam już ich serdecznie dość. - Możemy zjeść coś na mieście?
-Nie chcesz spędzić z nimi ostatnich chwil?
-Nie mam jakoś ochoty
-No dobrze, dla Ciebie wszystko. Ubieraj się. -wysłałam mu buziaka i zanim wbiegłam do łazienki do głowy wpadł mi chyba najgłupszy pomysł jaki mogłam kiedykolwiek wymyślić. Pierwsze trzy sygnały i odebrała.
-Elena?
-Julliet. Mam prośbę. - Tak, właśnie zadzwoniłam do Jessici. Sama nie wiem co mnie zebrało na taki postępek, lecz wydawało mi się, że jest jedną osobą, która mogła mi pomóc. Faktycznie oszukała mnie, ale ja nadal w jakimś stopniu jej uałam. Nasza relacja była dla mnie nie do zrozumienia.
-Słucham Cię.
-Jak wiesz dziś wychodzę za mąż. Musisz mi pomóc dopiąć już wszystko na ostatni guzik.
-Gdzie jesteś?
-W Kanadzie u ciotki gdzie wszystko się roztrzygnie. Adres wyślę Ci sms.
-Będę za góra dwie godziny. - żegnając się zerknęłam kątem oka na Zacka, a On wyłącznie zaciskał szczękę i pięści. Wiedziałam, że nie przepadał za nią. Nie po tym co zrobiła i jak się zachowała w stosunku do mnie. Nie ufał jej.
-Czemu to zrobiłaś? -wybuchnął nagle.
-Nie zaczynajmy.
-Będziesz tego żałować.
-Ja będe załować. Przestań dyrygować i wtrącać się w moje decyzje.
-Chcę tylko Cię chronić. - nie miałam ochoty na dalszą wymianę zdań. Chwyciłam wyłącznie ciuchy i ruszyłam do łazienki, by wziąć orzeźwiający prysznic.


Jessica's POV
Ręce nadal mi się trzęsły, aczkolwiek zachowując trzeźwość umysłu wybrałam tak dobrze ostatnimi czasy mi numer.
-Czego?- warknął już na wstępie. Opryskliwy dzieciak.
-Mam dokładny adres Elen. Ten prawdziwy.
-Skąd?
-Dzwoniła do mnie - zamilkł. Czyżby go to zaszkowało? Być może.
-Dzieje się coś?
-Nie.. Tak własciwie to tak.
-Nie zwlekaj tylko mów.
-Poprosiła mnie, abym jej pomogła w przygotowaniach do ślubu.
-Więc to dzisiaj? - jego głos był przygnębiony, lecz co się dziwić. Ręka jego małej dziewczynki zostaje podarowana zupełnie obcemu mężczyźnie. To wielki ból. Rozumiałam go po częsci. - Nie pozwolę na to - usłyszałam ponownie.
-Justin, a jeśli nic nie możemy już zrobić?
-Nie pieprz. Wyślij mi dokładny adres. Cześć.
Spakowałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę obranego mi celu.

Jull's POV
Szwędaliśmy się po alejkach miasta analizując swoją przyszłość. Miało być pięknie, kolorowo choć nie wyobrażałam sobie tego tak cudownie. Ja wcale sobie niczego nie wyobrażałam.
-Jak samopoczucie na dzisiejszy dzień?
-Szczerze? Boje się, że sobie nie poradzę.
-Myszko z czym masz sobie nie poradzić?
-Ze wszystkim, a bardziej boje się, że jednak coś nie wypali.
-Co ma nie wypalić?
-Mam dziwne przeczucia, że coś się wydarzy.
-Przestań Julliet, wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
Miałam taką nadzieję. Nie chciałam niespodzianek i niedomówień. Problemów miałam dość, a nie wyobrażałam sobie jeszcze dodatkowych. Chciałam by ten wieczór i noc zleciały spokojnie chociaż, że nie byłam gotowa. Miałam zaledwie skończone osiemnaście lat i już wychodzę za mąż? To paranoja. Większośc dziewczyn w mym wieku pewnie korzysta z życia, a ja? Ja będe przywiązana do jednego mężyczny, którego będę musiała zadawalać. Obawiałam się, że nie poradzę sobie w tym życiu. Nie byłam pewna samej siebie. Moja pamięć nadal szwankowała, a co jeśli sny są prawdą? A zatrzymałam się w cholernie trudnej rzeczywistości? To głupie, wiem, ale rozwiązań jest mnóstwo.
-Elena - podbiegła do mnie Jessica, gdy wchodziliśmy na posesję mojej ciotki. Nie przyzwyczaiłam się do tego imienia, wręcz mnie to irytowało, lecz nie zwróciłam jej uwagi. Udawałam, że nie słyszałam.
-Ciesze się, że przyjechałaś.
-Nie mogłam ominąć wesela swej przyjaciółki.
-Siebie nazywasz przyjaciółką?- wtrącił się Zack.
-A Ty się nazywasz narzeczonym? Jesteś nic nie wartym..
-Przestańcie - nie mogłam pozwolić jej dokończyć. Wiedziałam, że nie lubią się, ale mogli by nie okazywać tego w tak donośny sposób. - Zack proszę Cię zostaw nas same.
-Julli na pewno?
-Nie słyszysz co powiedzała?
-Jessica nie wtrącaj się.
-Tak kochanie, zostaw nas. - w końcu zrezygnowany odszedł. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i prowadząc ją do swej sypialni opadłam na łóżko. Kościół i sala gdzie odbędzie się zabawa było już przygotowane. Został tylko mój wygląd i do tego potrzebna była mi dziewczyna. Musiała pomóc mi się przygotować w ten piękny mimo wszystko dzień. Nie wszystkie w końcu mogą pójść do ołtarza w białej sukni. Dla mnie nadeszła ta chwila. I w końcu widzę plusy tego wieczoru.
-Elen jesteś pewna?
-Do czego zmierzasz?
-Zack jest tym właściwym.
-Wiesz, że nie mam wyjścia.
-Masz. Nie musisz tego robić.
-Proszę tylko nie zaczynaj tych złudnych teorii.
-Ale przyznaj, że sama tutaj nie pasujesz.
-Wiesz? W sumie muszę coś Ci powiedzieć. - wzdrygnęłam się na samą myśl o ostatnim zdarzeniu lecz nabierając powietrza w płuca opowiedziałam wszystko. Od zdarzenia z Dylanem do spotkania z Justinem w śnie podczas gdy zemdlałam.
-To było takie realne, rozumiesz? Jakbym naprawdę znała tego chłopaka dość dobrze.
-Nie kłamiesz mnie teraz?
-Nie Jessi.
-Powtarzałam Ci to tyle razy, nie pasujesz do tego świata, a Dylan jest naprawdę chamem. Niech tylko go spotkam.
-Tylko się nie zakochaj
-Proszę Cię. Dostanie w pysk za to co zrobił. Zresztą czemu miałabym się zakochać?
-Lubisz takich.
-Skąd możesz to wiedzieć? Nie lubię gwałcicieli.
-Mówię mimo wszystko o jego wyglądzie i lubiłaś chamów - w tym momencie zaśmiałam się. - Ale nie zbliżaj się do niego.
-Nigdy nie opowiadałam Ci przecież o tym jakich lubię. - ugryzłam się w język. Miała rację, lecz machnęłam na to ręką nie chcąc wyciągać znów jakichkolwiek związków z przeszłości o zdarzeniach.
-Dobrze, lepiej bierzmy się do roboty młoda. - i wtedy się rozpoczeło. Próbowała zrobić ze mnie wręcz boginię, lecz ja chciałam wyglądać naturalnie i delikatnie. Ona? Uparła się i musiała zrobić po swojemy, lecz przeglądając się w lustrze naprawdę wyglądałam zjawiskowo.
-Julliet gotowa? - usłyszałam głos Zacka zza drzwi.
-Pan młody nie może ujrzeć panny młodej przed ceremonią to źle wróży. - odkrzyknęła Jessica po czym podeszłą do drzwi - chociaż nie, wam to przecież nie grozi. Wchodź. - posłała nam cwaniacki uśmiech i wychodząc puściła mi oczko. Domyśliłam się co miała na myśli, lecz ja nie wierzyłam w te zabobony.
-Wow.. Wyglądasz ślicznie.
-Dziękuje.
-Mimo, że nie lubię tej dziewczyny to odwaliła kawał dobrej roboty.
-Uważasz, że bez tego wszystkiego jestem brzydka?
-Nie, kochanie nie bierz do siebie tego w ten sposób.
-Dobrze, lepiej chodźmy. Spóźnimy się w końcu. - chwycił mnie za dłoń pomagając mi z moją sukienką, która naprawdę była długa, a jej materiał postrafił ciągnąć się tuż za mną. Limuzyna przed domem już na nas czekała. Postarali się. Cała się trzęsłam z obaw. To dla mnie ogromne przeżycie.
-Córeczko gotowa? - tak ojciec miał mnie prowadzić do ołtarza. Tradycja. Skinęłam głową chwytając go pod ramię. Serce prawie wyleciało mi z klatki piersiowej ze strachu, lecz nie poddałam się. Twardo szłam środkiem ogromnego kościoła uśmiechając się do gości. Było ich mnóstwo, a ja nie znałam nikogo. Zaledwie pojedyncze osoby.
Znalazłam się tuż obok narzeczonego, a przyszłego męża. Wszystko szło bez zarzutu, a chwila nadeszła do momentu na wyznanie i sakramentalne tak.
- Czy Ty Zack'u Cassel bierzesz sobię o to tę tutaj Julliet Montess za żonę? - zadrżałam.
-Tak.
-A czy Ty Julliet Montess bierzesz tego tutaj Zacka Cassel za męża? - tak?nie?tak?nie? Boże zgłupiałam. Co mam powiedzieć? Chcesz tego? Dziewczyno powiedz tak krzyczała podświadomość. Nie kurwa nie, powiedz nie krzyczało serce.
-Tak.
-Czy ktoś tutaj z obecnych jest przeciwny temu związkowi? - nastała cisza. Do końca nagle było coraz bliżej, gdy usłyszałam przeraźliwy dźwięk skrzypiących drzwi.
-Jestem temu przeciwny - wykrzyczał ktoś z początku sali. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a gdy się odwróciłam ujrzałam jego. Chłopak ze stacji, chłopak od sukni i chłopak ze snu. Było mi duszno. Musiałam nabrać większego wdechu. Akcja działa się zbyt szybko. On podbiegł do mnie, a za nim wleciało kilku uzbrojonych mężczyzn.
-Gdy ktoś się ruszy będzie to jego ostatni ruch - krzyknął jeden z nich unosząc broń ku górze. Przełknęłam głośno ślinę czując jak moje nogi pozostały oderwane od podłoża. Chłopak przeplótł mnie przez siebie wynosząc z kościoła. Byłam wściekła. Co do jasnej cholery On wyprawiał. Próbowałam się wyrwać, próbowałam wszystkiego. Uderzyłam go nawet kilkakrotnie pięścią w plecy, lecz to na nic. Wsadził mnie do samochodu umożliwiając mi jakiejkolwiek ucieczki. Mężczyźni, którzy byli z nim odjechali z piskiem opon tuż przed nami, a wtedy przed domem bożym ujrzałam Zacka.
-Oddaj skurwielu moją żonę. Julliet proszę wróć - krzyknął zdesperowany, lecz ja nie mogłam nic zrobić. Chłopak miał przewagę i powtarzając czynnośc po swych kumplach odjechał.
-Justin co do cholery wyprawiasz? - wyglądał na sparaliżowanego.
-Jak Ty do mnie powiedziałaś?

~♦
Mamy kolejny w dość krótkim czasie. Ostatnimi czasy tego czasu mam więcej i postaram się dodawać częściej. Trochę się wydarzyło, lecz czy się podoba opinię pozostawiam Wam. Komentarze naprawdę motywują do dalszego pisania i mam nadzieję, że choć kilka pojawi się pod tym rozdziałem. 
Nie miałam też okazji życzyć SZCZĘŚLIWEGO ROKU, a więc to robię. Oby był jeszcze lepszy od 2014. *,*
Jak myślicie co spotka Julliet?
Justin ją skrzywdzi? 
Wróci do Zacka? 
Śledzcie dalsze losy bohaterów, a wszystko się rozwiąże. 
Cupboardlovee.

5 komentarzy:

  1. Witaj tu Alieen z : http://alieen.bloblo.pl/ . Pod moim rozdziałem wkleiłaś link do swojego bloga . Nie mogłam pozostać obojętna na taki gest , i z czystej ciekawości wpadłam do ciebie . Muszę jednakże stwierdzić że opowiadanie , które tu piszesz jest kawałem dobrej roboty i z wielką chęcią będę wpadała na każdy kolejny rozdział , kiedy tylko mnie o nim powiadomisz :) Pozdrawiam Alieen ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, weszłam tu ponieważ zachęciłaś mnie do zajrzenia w komentarzu pod moim rozdziałem i nie żałuję! Opowiadanie bardzo mi się podoba, przyjemnie się czyta i bardzo wciąga! Jakbyś mogła to powiadamiaj mnie o kolejnych rozdziałach! :* / hope1999 z bloblo

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniały rozdział ♥
    nie mogę doczekać się next ;p
    zapraszam też do mnie
    http://fuck-everything-im-belieber.bloblo.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej... Wspaniały rozdział...
    Mam nadzieję, że Elena wreszcie dowie się prawdy o sobie...
    Kurcze, pisz szybko. Czekam na więcej.

    Pozdrawiam,
    Karolina (Bloblo)

    OdpowiedzUsuń