niedziela, 19 października 2014

Rozdział VII

Justin's POV

Zwlekałem z odbieraniem telefonu, gdyż myślałem, że to Miley. Miałem dość słuchania jak to bardzo tęskni i pragnie mnie. Była uciążliwa, ale w jakimś stopniu kochałem ją. Może nie prawdziwie, może to była zaślepiona miłość, a może to wcale nie była miłość. To złudne uczucia, które miały pomóc zapomnieć o Elen. Sam nie wiedziałem.
- Kto mówi? - westchnąłem pod nosem nie mogą przypomnieć sobie głosu dziewczyny. Był podobny do kogoś, ale ręki nie dał bym sobie uciąć.
- Jessica. Odnalazłam Elen. - zamarłem. Moje serce zatrzymało się na chwilę, by później uświadomić sobie, że robi sobie ze mnie żarty.
- Nie kręcą mnie te żarty.
- To nie żart, Justin uwierz mi. Ona żyje. Tak jak ja i Ty. Ona żyje. - Oddech przyśpieszył, serce zastygło, a wargi uschły. Byłem przerażony, a zarazem szczęśliwy? Mający nadzieję.
- Nie mam czasu na tanie zagrywki, żegnam.
- Jak się rozłączysz już naprawdę nigdy jej nie ujrzysz - wygrała. Moja nadzieja rozpierała całą mą duszę powstrzymując mnie od zakończenia rozmowy. Sam nie wiem w co wierzyłem, jaki głupi byłem. Przecież znaleźli ciało na dnie morza, które prawdopodobnie należało do Elen, więc na co jeszcze liczyłem?
- Skąd wiesz, że żyje?
- Wydaje mi się, że to nie rozmowa na telefon. Będę u Ciebie za godzinę. - a co miałem do stracenia? Tak naprawdę nic. Rozłączyłem się kierując prosto do domu, a wtedy natknąłem się na swoją mamę.
- Co tutaj robisz?
- Miłe przywitanie synu - przytuliła mnie do siebie. - Dziś pracuję w domu.
- Co to za wielki zaszczyt? Zawsze wolałaś swój butik na przedmieściach i spokój. -  Fakt, zapomniałem. Moja mama jest sławną na szeroką skalę projektantką.
- Ale dziś mam kilka kwestii do obgadania w domu, nie cieszysz się?
- Cieszę, jasne, że cieszę. - wymamrotałem pod nosem przygotowując się do spotkania z dziewczyną. Sam nie wiedziałem czego mam się spodziewać, ale obawiałem się najgorszego.
- Justin - usłyszałem głos Pattie. - Masz gościa. - no w końcu. Poprawiłem swoje włosy, a wtedy weszła do pokoju wysoka blondynka o niebieskich jak ocean tęczówkach. Mogłem dać sobie wtedy chuja uciąć, że już gdzieś ją widziałem.
- Pewnie teraz zastanawiasz się skąd możemy się znać? - przytaknąłem głową. - Jestem, a może byłam przyjaciółką Elen ze szkoły.
- Więc to Ty jesteś sławną Jessicą o której wiele słyszałem od Elen, a nigdy nie miałem okazji poznać. Justin - wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, a gdy ona również to zrobiła delikatnie chwyciłem za jej drobną dłoń i ucałowałem jej wierzch.
- Rozgość się, masz ochotę na coś? Może coś do picia?
- Mogłabym mieć ochotę na Ciebie, ale nie po to tutaj przyszłam. - dostrzegłem jak przygryza dolną wargę. Westchnąłem oblizując swoje usta. Była gorąca, okropnie gorąca, ale nie po to tutaj się spotkaliśmy.
- A więc co wiesz na temat Elen.
- Jest tutaj w Stanach, nad jedną z Zatok San Pedro, a raczej jest przetrzymywana tam nieświadomie.
- Przetrzymywana? Jedziemy tam - zerwałem się na równe nogi nadal nie mając pojęcia czy dziewczyna mówi prawdę.
- Poczekaj nie możemy, jej nowi rodzice mogą ją stamtąd zabrać.
- Nowi rodzice? Nie rozumiem.
- Tak nowi rodzice. Jack i Loren Magrey.
- Przecież to Katy i Jonson Montess. - poprawiłem ją czując jak każdy mięsień we mnie się napina. Moja mała Elen jednak żyje? To niemożliwe.
- Justin ta sytuacja jest bardzo zaplątana.
- Ona jest prosta. Teraz właśnie jedziemy tam po nią. Po moją małą dziewczynkę.
- Nie możemy, ona nikomu nie ufa, nikogo nie poznaje. Nic nie pamięta.
- Co oni jej zrobili?
- Musimy teraz dać pracować policji.
- Raz mi nie pomogli, teraz też tego nie zrobią. Pieprzę ich.
- My nic nie możemy zrobić, ona nas nie pamięta.
- Ona nie mogła o mnie zapomnieć, nie mogła, rozumiesz?
- Pogódź się z tym. To nie jest ta sama Elen, nawet inaczej się nazywa.
- Zupełnie niczego nie rozumiem. - opadłem bezsilnie na łóżko zastanawiając się czy uwierzyć dziewczynie.
- Teraz jest to Julliet Magrey, a my musimy oddać tę sprawę policji.
- Musimy powiedzieć prawdziwym rodzicom Elen.
- Justin zrozum nie możemy.
- Kurwa oni czekają na cud, On właśnie nastąpił i mamy im nie powiedzieć? Musza wiedzieć, że ich córka, żyje. Jej matka jest załamana. Jej brat ciągle o nią pyta. - byłem wściekły na Jessice. Zachowywała się tak jakby kłamała ze wszystkim. Ja sam oszalałem, a co dopiero gdy dowiedzieli by się jej rodzice.
- Wiesz masz rację. Najpierw sam sprawdzę czy Ona naprawdę żyje.
- Ona naprawdę żyję.
- Wolę się sam upewnić.

Julliet's POV

Od rana nie wychodziłam z pokoju. Analizowałam każde słowo Kieri/Jessici. Sama nie wiem jak ją nawet teraz nazywać, zresztą nieważne. Tym razem rozmyślałam nad czymś innym. Czemu kilka osób już powiedziało na mnie Elen? Czy w tym naprawdę jest ciut prawdy, czy dziewczyna miała rację.
- Julli mogłabyś zejść na dół? - ciekawe co tym razem wymyślił. Schodząc po schodach ujrzałam ojca, który dobitnie siłował się z suwakiem od kurtki.
- Zbieraj się jedziemy do Los Angeles.
- Ale po co?
- Powiem Ci w samochodzie, ogarniaj się szybko. - po czym wyszedł. Nie byłam świadoma co tak właściwie będziemy tam robić, ale zamiast siedzieć w domu już wolałam gdzieś przemknąć się po uliczkach.
- Więc teraz możesz powiedzieć po co tam jedziemy? - spojrzałam na niego, gdy przekroczyłam prób auta.
- Do Patie Bieber, wiesz kim jest? - Bieber? Bieber? Coś kojarzyło mi się te nazwisko, jednakże nie mogłam sobie nic skojarzyć. Kiwnęłam przecząco głową wyczekując dalszych słów Jacka.
- To projektantka sukien ślubnych. Chciałbym aby zaprojektowała Ci jak najlepszą, by Zack był onieśmielony.
- Więc po to to wszystko? Mówiłam, abyś się nie wtrącał.
- Julli obowiązkiem jest wyjście za mąż, więc chcę tylko pomóc.
- Nie chcę Twej pomocy.
- Nie unoś się dumą, chcę dla Ciebie jak najlepiej.
- I dlatego wypychasz mnie w łapy obcego chłopaka?
- Nie jest obcy, rozmawialiśmy już o tym. - nie miałam ochoty znów brnąć w ten oklepany temat. Przecież ojciec zawsze miał swoje racje, a ja? Ja tylko musiałam się przystosować do wszystkiego. Nie miałam wyjścia. On spisał moje życie na wielkim pergaminie, a ja czytając musiałam przywyknąć.
- Nie złość się na mnie, naprawdę chcę dla Ciebie dobrze córeczko.
- Daj już sobie spokój. - gdy w końcu dojechaliśmy mogłam rozprostować swoje kości, aż w końcu ujrzałam ogromny dom, a raczej pałac. Był cudowny, lecz co mi się nie podobało. To, że On mi się śnił nie raz.


Justin's POV. 

-Justin, moglibyście zejść na dół - westchnąłem pod nosem po czym krzyknąłem tak głośno by usłyszała "już idziemy". Nie byłem pewny co tak naprawdę chciała dopóki nie zszedłem, a w drzwiach nie ujrzałem mężczyzny, dość w podeszłym wieku. Wtedy Jessica mnie szarpnęła za rękę.
- Justin to On - pisnęła cofając się na górę. - Nie może mnie jeszcze zobaczyć.
- Jessi kto?
- Jack. Tymczasowy ojciec Elen.
- To On? Przypierdolę mu - ruszyłem w jego kierunku, a wtedy mama podarowała w ręce mi tackę z ciastkami, którą miałem zanieść do salonu.
- Przepraszam Was moja córeczka zaraz tutaj będzie, cofnęła się tylko do auta po coś.
- Oczywiście, nie ma sprawy. Mamy wiele czasu - uśmiechnęła się moja matka, a w brzuchu już mi się przewracało. Elen zaraz tutaj wejdzie? Ona jednak żyje? Nie mogłem uwierzyć w przebieg wydarzeń, to było zbyt wiele. Zaraz miałem ujrzeć kobietę, która przecież miała nie żyć? Trzymajcie mnie, bo zemdleje.
- Może trzeba pomóc panu córce?
- Myślę, że poradzi sobie sama chłopcze. - spiorunował mnie wzrokiem.
- Spokojnie, chciałem tylko być miły.
- Wcale Ci to nie wychodzi, więc daruj sobie.
- Proszę przestać - wtrąciła się moja mama.
- Oh przepraszam, wie Pani jestem przewrażliwiony przed ślubem córki. - Ślub? Elen wychodzi za mąż? Co za farsa. Chcąc się odezwać dostrzegłem Jessice, która siedziała na ostatnim schodku na górze i próbowała mnie zawołać. Podszedłem do niej.
- Co jest?
- Ona nie może wyjść za Zacka, nie pozwól na to.
- Zacka? Tego Zacka? Kurwa miałem rację.
- Znasz go?
- Tak był u Christiana, chwalił się jej zdjęciami. Wiedziałem, że to Ona, ale nikt mi nie wierzył.
- Justin nie pozwól mu.
- Cśś, nie dopuszczę do tego. Teraz zaczekaj tutaj na mnie. - posłałem jej sympatyczny uśmiech, a potem zszedłem znów na dół, by móc spotkać swoją przyjaciółkę.
- Mamo mógłbym Cię prosić na słowo? - chwyciłem ją za łokieć prowadząc do kuchni. - Chciałbym porozmawiać zaraz z tą dziewczyną co tutaj wejdzie. Z córką tego faceta. Więc zrób wszystko by gdzieś nas wysłać, wymyśl coś po prostu.
- Znasz ją?
- Tak, ale Ty również.
- A kto to taki?
- Zobaczysz ją, tylko proszę zachowuj się normalnie. - Sam jeszcze nie wiedziałem tylko czy to Ona. Może Jessica mnie w coś wkręca, ale wolałem mimo wszystko ostrzec mamę. Nie chciałem nie porozumień. Wszystko musiało wyjść jakbyśmy jej nie znali. W momencie, gdy zapukał ktoś w drzwi wejściowe znieruchomiałem. Nie byłem w stanie nawet otworzyć. Wyręczyła mnie moja mama i co? Była w takim samym szoku co ja.
- Co tak długo córciu? - uśmiechnął się parszywiec siedzący w moim salonie, a ja nadal nie mogłem wyjść z zachwytu, że ona stoi tuż w moim domu.


~♦~
Kolejny rozdział za nami. Sama nie mogę pojąć co robię źle, ale znów nie jestem zadowolona z rozdziału. Może moja twórczość się już wypaliła, może nie nadaje się do tego, ale nie ważne. Obiecałam, że doprowadzę opowiadanie do końca, nie chcę zawieźć. 
Jak się potoczą losy Justin i Eleny?
To Elena stanie w drzwiach?
Co zrobi Justin?
Jak zachowa się Jack? 
Tego dowiecie się czytając rozdział ósmy "cupboardlovee"




5 komentarzy:

  1. swietny! na ten moment czekalam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo :*
    Naprawdę zaskakujące jest to,że ona pojechała do Patti po sukienke :) mam nadzieję,że dojdzie do spotkania Juss'a z Eleną
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny :) czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  4. Przecież jest fantastyczny;* Głowa do góry naprawdę patrzysz na siebie za bardzo krytycznie:) Rozdział jest bardzo wciągający i kochana czekam na nn;*

    OdpowiedzUsuń
  5. JEST!
    Wreszcie Justin ją spotkał! Tak! : )
    Teraz tylko czekać na najpiękniejsze momenty, kiedy to tamta rodzina dostanie za swoje...
    Rozdział jest MEGA! ^^

    Pozdrawiam,
    AnotherGirl (Bloblo)

    OdpowiedzUsuń