sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział V


- No już mówiłam. Wśród aniołków jest na pewno lepiej.
- Lepiej idź już za nim omsknie mi się przypadkiem ręka. - pospolita suka. Wszystko zaplanowała, ukartowała.


Elena's POV.

Od tamtego dnia nie rozmawiam z ojcem. Nie jestem w stanie stanąć z nim twarzą w twarz, więc całe dnie spędzam w swym pokoju, do którego tylko mama donosi mi posiłki. Z powodu ojca jest mi naprawdę przykro - nie potrafiłam uwierzyć, że może być takim egoistą zapatrzonym w pieniądze. Myślałam, że tworzymy prawdziwą, kochającą się rodzinę. Przeliczyłam się i jednocześnie zawiodłam na nim, aczkolwiek również próbowałam wyciągać wnioski czemu postanowił tak nie inaczej. Może to rzeczywiście tradycja, którą muszę podtrzymać. Może naprawdę jest mu ciężko, a pieniądze się przydadzą, a skoro Zack jest moim chłopakiem i na dodatek sympatycznym może myśli, że stworzymy szczęśliwą rodzinę. Nie On po prostu patrzy tylko na swoje własnie korzyści. Nie liczy się z moim zdaniem, z moim szczęściem.
- Julliet mogłabyś zejść na dół? - z dołu usłyszałam głos zatroskanej matki.
- W czym mogę Ci pomóc?
- Chodzi o dzisiejszy obiad. Przychodzi do Nas Zack.
- Ale po co?
- Oświadczyć się.
- Mamo Ty też po stronie ojca?
- Córeczko nie masz wyjścia. Musisz się zgodzić, inaczej ojciec Ciebie i mnie wyrzuci z domu.
- Ciebie również? Ale czemu On to robi?
- U niego w rodzinie jest taka tradycja.
- Ale teraz są inne czasy.
- Nie przetłumaczysz mu. Ubierz się ładnie i nie zadawaj mi więcej pytań. - nic więcej. Po prostu ode mnie odeszła do swych obowiązków. Dała mi wiele do myślenia. Nie mogłam przecież pozwolić, by ojciec wyrzucił tę miłą kobietę z domu. Chcąc nie chcąc musiałam się zgodzić, lecz jak naprawdę będzie wyglądało nasze małżeństwo? Nie tak wyobrażałam sobie swój własny ślub. To miało być coś pięknego, nie z przymusu.
- Cześć córciu. Ubierz się dziś w to. - podarował mi wielkie pudełko, w którym znajdowała się czarna lśniąca sukienka przed kolano i szpilki jak również dodatki, które pięknie się komponowały. Nie miałm już nic do powiedzenia. Po prostu zostało mi rozczesać tylko swoje włosy i zejść na obiad. Zack już tam był. Siedział na kanapie w garniturze. Ojciec naprawdę potraktował to bardzo oficjalnie. Przez myśl przeszło mi, żeby uciekać, ale gdy spojrzałam na mamę mimowolnie wróciłam do rzeczywistości.
- Jak zwykle moja księżniczka wygląda pięknie - wręczył mi bukiet czerwonych róż całując mój policzek. Przygryzłam swoją malinową dolną wargę błagając by ten dzień już się skończył.
- Siadajmy do stołu póki wszystko jest gorące. - jak rozkazała tak uczyniliśmy. W głowie mnóstwo sprzecznych myśli, ale zero o wycofaniu się. Zack w czasie obiadu próbował łapać pod stołem mnie za kolano, albo chwytał moją dłoń swym kciukiem gładząc jej zewnętrzną stronę. W pewnej chwili wstał, by wyciągnąć z kieszeni niewielkie pudełeczko. Wiedziałam co się święci. Zaraz uklęknie i poprosi mnie o rękę. Nie przeliczyłam się. Naprawdę to zrobił.
- Czy uczyniłabyś mnie najszczęśliwszym mężczyzną na tym świecie i została moją żoną? - To takie słodkie, też tak uważacie? Przemknął przez moje ciało dreszcz. Byłam bezradna widząc groźną minę ojca i błagania matki. Więc wiecie co powiedziałam?
- Tak, wyjdę za Ciebie. - włożył na mój palec pierścionek. Śliczny srebrny z małym brylancikiem. Jedyne materialne pocieszenie w dzisiejszym dniu. Nie byłam do końca pewna czy dobrze robię, ale uczyniłam to wyłącznie dla mamy.
- Teraz mamy co świętować - ojciec szczęśliwy otworzył szampana nalewając po kolei do kieliszków. Był rzeczywiście spełniony, ale co się dziwić w końcu wszystko poszło po jego myśli.
- Więc teraz zamieszkacie razem?- Zack był zakłopotany, jakby sam nie był pewny swego czynu. Milczał jakby nie chciał urazić Jacka. Nie mogłam na to patrzeć, ani słuchać.
- Wszystkie szczegóły ustalimy my, nie wtrącaj się.
- Ale chciałbym w końcu coś wiedzieć. Chcę pomóc.
- Nie uważasz, że wystarczającą pomogłeś? - uspokoił się. Myślał, że zaraz powiem za dużo, że Zack dowie się, że robię to z przymusu, ale przecież prędzej czy później się dowie.
- Julli na wieczór jeszcze przygotowałem kolację miałabyś ochotę ze mną pójść?
- Od teraz to mój obowiązek.
- W takim razie przyjadę po Ciebie o 19. Do zobaczenia - ucałował soczyście moje usta również żegnając się z moim rodzicami. Powinnam się cieszyć prawda? W końcu niebawem stanę przed ołtarzem w białej sukni. Nie jedna kobieta o tym marzy. Zgodziłam się, teraz muszę się z tym pogodzić. Punkt 19, a Zack po mnie przyjechał.
- Czy moja najpiękniejsza narzeczona gotowa?
- Oczywiście. - otworzył mi drzwi od pasażera po czym z wyczuciem również tuż za mną je zamknął.
- Czy choć trochę cieszysz się, że wyjdziesz za takiego mężczyznę jakim jestem? - cieszę się? Sama tego nie wiedziałam, ale musiałam grać na zwłokę.
- Oczywiście kochanie. - pierwsze słodkie słówko w jego kierunku. Poczułam się co najwyżej dziwnie, ale skoro dwa miesiące temu zgodziłam się zostać jego kobietą to na pewno nie bez podstaw. Musiałam coś czuć, więc teraz może to tylko kwestia czasu, gdy uczucia się odrodzą na nowo.
- Wiesz cieszę się ogromnie. Obiecuję uszczęśliwiać Cię na każdym kroku. - ujął moją dłoń przelotnie całując jej wierzch. Jego bliskość jeszcze troszeczkę mnie krępowała, lecz nie mogłam pozwolić mu tego odczuć.
- Pamiętaj, że nie chcę Cię nigdy skrzywdzić. - po grobowej ciszy, która wcale mi nie przeszkadzała znów zabrał głos. Zdawałam sobie z tego sprawę, ale w momencie, gdy chciałam zawrzeć głos dojechaliśmy pod restaurację, w której mieliśmy spędzić miło wieczór.
- To było nie potrzebne. Jechaliśmy tak długo, by zjeść kolację jak przypuszczam w najdroższej restauracji w okolicy? Zack wystarczyła zwykła knajpka na naszych przedmieściach.
- Księżniczko, ale ja mam Cię rozpieszczać.
- Ale za samą rezerwację musiałeś zapłacić dużo pieniędzy.
- Koszta się nie liczą, gdy mam Ciebie. - był uroczy, ale ja nie chciałam, by wydawał pieniądze na mnie. Tak w naszym związku nie mogło być, a już na pewno nie mogłam do tego doprowadzić. Wieczór mijał nam naprawdę przyjemnie do momentu, gdy jedna z kelnerek nie podeszła do naszego stolika.
- Elen? - zwróciła się do mnie.
- Musiałaś ją z kimś pomylić - wtrącił szybko Zack. - To Julliet.
- Nie to jest Elen Montees.
- Julliet Magrey. - znów to Zack zabrał głos. Ja byłam w totalnym szoku.
- Przecież nigdy bym się nie pomyliła, jesteś Elena, ale nie mogłaś wrócić z tamtego świata.
- Mój chłopak ma rację, mylisz mnie z kimś.
- Nie, Miley jestem Miley Strone, pamiętasz mnie?
- Naprawdę mylisz z kimś moją narzeczoną, odejdź zanim wyjdziemy stad nie płacąc rachunku. - szybko się zmyła, ale ja kompletnie byłam wytrącona z rytmu. Patrzyła na mnie wzrokiem jakby właśnie ujrzała ducha. Chciałam się coś o tym dowiedzieć, ale Zack zabronił mi. Stwierdził, że to jakaś wariatka, która może zrobić mi krzywdę. Deser zjedliśmy w ciszy. Oboje byliśmy wstrząsnięci tym co przed chwilą się stało, lecz, gdy wychodziliśmy z restauracji szatyn zaproponował jeszcze malutki spacer po tutejszej plaży. Bez wahania się zgodziłam. Ciepły wiaterek otulał nasze twarze, a ja mogłam szczerze przyznać, że pomijając incydent w restauracji to świetnie się bawiłam z Zackiem. Świetnie się z nim dogadywałam. Mogłam nawet rzec, że lubiłam spędzać z nim czas.
- Naprawdę chcesz mnie poślubić czy to mój ojciec Cię zmusił? - nie mogłam zwlekać z tym tematem.
- Masz rację Twój ojciec mi to zaproponował, ale broń boże nie zmuszał. Sam przystałem na tę tradycję, bo chciałbym spędzić resztę życia z Tobą.
- Czeka nas naprawdę wiele przygód.
- Ciebie w niedługim czasie czeka jedna.
- Co masz na myśli?
- Poznasz moich rodziców.
- A to jeszcze ich nie poznałam?
- Nie było możliwości, ani czasu. Moi rodzice często wyjeżdżają.
- Co jeśli się im nie spodobam?
- Nie wygaduj głupot. Jesteś przesympatyczną duszyczką, a nawet jestem pewny, że świetnie dogadasz się z moją mamą. Zresztą z ojcem na pewno też.
- W takim razie mieszkasz sam, gdy wyjadą?
- Jest gosposia Maria.
- A często wyjeżdżają?
- Może łatwiej będzie temat czy często są w domu. Przynajmniej dwa weekendy w miesiącu.
- Od kiedy zaczęli wyjeżdżać?
- To zaledwie jakiś rok, ale mi to wcale nie przeszkadza.
- Nie brakuje Ci ich?
- Oczywiście, że brakuje, ale są też plusy ich podróży. Wiesz mam świetny pomysł.
- Jaki?
- W ten weekend poznasz mych rodziców.
- Myślisz, że będę mile widziana? W końcu będą chcieli nacieszyć się chwilami z Tobą.
- Julli proszę Cię, jesteś moją narzeczoną, niebawem żoną i matką mych dzieci.
- Dzieci?
- No tak, jak w typowym szczęśliwym małżeństwie. - i znów te obawy. Że sobie nie poradzimy, że na dodatek dziecko ucierpi na tym małżeństwie.
- Masz rację, ale na pewno z maluszkiem jeszcze zaczekamy.
- Jak sobie życzysz księżniczko.
- Nie przywykłam to tego przydomka, ale strasznie słodko brzmi to z Twych ust. - ucałowałam jego policzek.
- Wiesz co jest słodsze? - zmarszczyłam swoje brwi, nie miałam pojęcia co tym razem ma na myśli. - Twoje usta Julli. - w duchu się zaśmiałam, a Zack wolał przejść do działania. Delikatnie, by mnie nie wystraszyć ucałował moje wargi. Odwzajemniłam gest, lecz nie poddawał się, a ja dałam mu dostęp do mych ust. Pocałunek przerodził się bardziej w drapieżny i namiętny, a nawet ze szczyptą uczuć, aczkolwiek było mi przyjemnie. A jeszcze przyjemniej w chwili, gdy spadł deszcz. Cali mokrzy tonęliśmy w swym pocałunku nie mogąc przestać. Oboje zupełnie odłączyliśmy się od rzeczywistości ciesząc się z własnej obecności jak zakochana para nastolatków.
- Może lepiej wracajmy. - próbowałam wypowiadać pomiędzy pocałunkami.
- Masz rację, nie chcę byś się rozchorowała. - biegiem udaliśmy się do samochodu śmiejąc się jak małe dzieci.
- Z tyłu powinna być moja bluza nałóż ją, by było Ci cieplej. - znalazłam ją po czym mimowolnie otuliłam się ciepłym materiałem na głowę również zakładając kaptur.
- Dziękuje Ci za ten wieczór Zack.
- To ja Cię dziękuje, że zgodziłaś się w ogóle na tę kolację. - kątem oka widziałam jak zerkał na mnie. Lubiłam to. Lubiłam, gdy mnie obserwował, bo z każdą chwilą coraz bardziej uwielbiałam jego towarzystwo. Chłopak zajechał na stację benzynową w celu jak śmiem twierdzić zatankowania auta.
- Masz jeszcze na coś ochotę?
- Nie dziękuje. - obserwowałam dosłownie każdy jego ruch, każdy gest. Nawet spotkanie jego z zupełnie obcym mi wysokim szatynem. Odczuwałam jakbym, gdzieś już go widziała, lecz to na pewno nie możliwe.
- Kim był ten chłopak? - nie mogłam czekać, gdy tylko wsiadł od razu spytałam.
- Justin.
- Jaki Justin?
- Poznałem go na urodzinach kuzyna. Totalny wariat.
- Mam dziwne wrażenie jakbym go już widziała, a nawet znała.
- To tylko złudzenia kochanie.
- To on mi się śnił, chcę z nim porozmawiać - próbowałam otworzyć drzwi, a wtedy....


~♦~
Jak myślicie, Miley powie Justinowi, że widziała Elene?
Co stanie się Z Eleną?
Porozmawia z Justinem? 
Jak potoczą się losy bohaterów? 

4 komentarze:

  1. No wiesz co? Kończyć w TAKIM momencie? :( czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest niesamowity *.*
    Elen musi pogadać z Justin'em
    Czekam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mogłaś zakończyć w takim momencie? ;( Błagam niech ona pogada z Justinem.. Opowiadanie jest cudowne i z miłą chęcią będę je czytać;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak możesz kończyć w takim momencie, jak TEN?! :D
    Boże, powiem szczerze, że nim przeczytałam pytania, która napisałaś pod rozdziałem to już je miałam przed oczami.
    Jestem bardzo ciekawa odpowiedzi...
    Czekam na next.
    + Rozdział jest fantastyczny...

    Pozdrawiam,
    AnotherGirl (Bloblo)

    OdpowiedzUsuń