środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział III


Podszedł do mnie niezdarnie obejmując moją talię. W nim również mogłam dostrzec niepewność.
- Tęskniłem - wychrypiał tuż przy mym uchu przytulając mnie do siebie. Czy ja tęskniłam? Sama nie wiem. Czułam, że jest mi zupełnie obcy. Nic mi się nie przypominało.
- Wybacz na razie nie umiem powiedzieć Ci tego samego. - widać było ze posmutniał, ale ja nie lubiłam kłamać. Nie chciałam go oszukiwać. W końcu związek opiera się na prawdziwe i lojalności czyż nie?
- Nie martw się, rozumiem Cię doskonale, ale dlatego też chciałbym Ci pomóc.
- Czy to jest jeszcze możliwe?
- Mógłbym zabrać Cię w miejsce w którym spędzaliśmy większość swego czasu.
- Tym razem muszę się zgodzić.
- Nie masz wyjścia kochanie - uśmiechnął się szarmancko w mym kierunku. Czy wspominałam już, że jest uroczy? Nie? To w takim razie jest.
- Skoczę tylko na górę się przebrać i możemy iść. - odwzajemniłam jego wcześniejszy gest i posyłając mu uśmiech rzuciłam się biegiem na schody prosto do swego pokoju. Byłam podekscytowania. Sama nie wiem czemu. Może sama świadomość, że to może być mój chłopak doprowadzała mnie do wariacji.
- Jestem gotowa - po kilkunastu minutach zeszłam na dół gdzie czekał na mnie ten, który ma mnie wybawić.
- Pięknie wyglądasz - cmoknął nieśmiale mój policzek - zresztą zawsze tak wyglądasz. - speszyłam się. Nie byłam chyba przyzwyczajona do komplementów.
- Zawsze jesteś taki uroczy?
- Może lepiej będzie, gdy sama to ocenisz.
- Jak nam się układało? - wypaliłam ni stąd ni zowąd, ale chciałam wiedzieć. Wiedzieć dosłownie wszystko. Od A do Z.
- Było naprawdę dobrze, fakt czasem jak każdy związek mieliśmy gorsze dni, ale byliśmy szczęśliwi.
- Ile byliśmy ze sobą?
- Jutro mija zaledwie drugi miesiąc. - na tym jak na razie nasza rozmowa się skończyła. Oboje milczeliśmy, lecz mi wcale ta cisza nie przeszkadzała. Mogłam poukładać sobie wszystko na spokojnie.
- To tam zawsze spędzaliśmy czas. - gdy skręciliśmy w prawo tuż za kościołem mym oczom ukazała się wielka polana. Jeszcze parę kroków musieliśmy przejść. Kładka którą szliśmy doprowadziła nas do jeziora na której dryfowała mała łódeczka. Nabrałam powietrza do płuc, a przed oczami nagle ujrzałam wodę. Pełno wody wokół mnie. Panuje burza, sztorm, a ja tracę przytomność. Momentalnie się ocknęłam. Nie mogłam pozwolić, by złudne myśli krążyły w mojej głowie. Lecz na łódkę też nie odważyłam się wejść. Coś mnie powstrzymywało.
- Dobrze już dobrze. Zostaniemy na lądzie, ćśśś! - tulił mnie w swych ramionach. Byłam przerażona choć sama nie wiem czemu. Przecież to tylko jeziorko.
- Nie bój się, nic Ci się przy mnie nie stanie. - coraz mocniej mnie do siebie przytulał, a mi coraz szybciej cały lęk przechodził.
- Sama nie wiem czemu tak zareagowałam. Może mam jakiś lęk przed wodą, nic o tym nie wiesz?
- Nigdy mi o niczym nie wspominałaś.
- A o czym najczęściej Ci mówiłam?
- Wiesz to różnie. Gdy pokłóciłaś się z rodzicami narzekałaś na nich. Gdy nie szło Ci coś w szkole zamartwiałaś się przedmiotami i mówiłaś o tym jak nakręcona.
- Chodziłam do szkoły?
- No tak, a co Ty myślałaś? To obowiązek chyba każdego.
- Gdzie jest ta szkoła?
- Zupełnie w przeciwnym kierunku.
- Czy tam też będziemy mogli się wybrać?
- Nie ma najmniejszego problemu.
- Miałam przyjaciół?
- Masz sporo znajomych ze szkoły, lecz Twoja najlepsza przyjaciółka wyprowadziła się jakieś rok temu.
- Jak się nazywała?
- Margaret Santoo.
- A my? Jak my się poznaliśmy?
- Jak wszyscy. W szkole. Chodziliśmy do równoległej klasy od przedszkola. Zawsze Ci dokuczałem, lecz dopiero od niedawna zaczęliśmy się spotykać, choć nie ukrywam, że podkochiwałem się w Tobie już od bardzo dawna.
- Więc czemu się z tym ukrywałeś? Stało Ci coś na przeszkodzie?
- W końcu zdałem się na odwagę.
- Jesteś moim pierwszy chłopakiem?
- Niestety nie. Przede mną miałaś chłopaka, choć wielu przy Tobie się kręciło.
- Z kim byłam wcześniej? Długo?
- Z Johnem. Nieco więcej niż rok, ale nie pytaj mnie jaki był powód rozstania, bo nie wiem.
- On nadal tutaj mieszka?
- Nie, wyjechał na studia.
- Chciałabym sobie wszystko przypomnieć.
- Nie martw się, damy radę razem.
- Czy często powtarzałam Ci, że Cię kocham?
- W granicach własnego rozsądku.
- A Ty mi?
- Mógłbym ciągle.
- Jak uwielbiałam do Ciebie mówić?
- Mówiłaś albo Zacuś, albo po prostu pysiek czy misiek. - kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam i próbując doszukać się kolejnych faktów zatopiłam się w czyste niebo.
- Moi rodzice Cię chyba lubią prawda?
- To również poniekąd dzięki nim jesteśmy razem.
- Jak to?
- Dodawali mi otuchy, gdy miałem wyznać Ci swoje uczucia. Zawsze powtarzali, że chcieli by takiego zięcia.
- Naprawdę chciałabym sobie wszystko przypomnieć.
- Wiesz co jest dla mnie w tej chwili najważniejsze?
- Czy nadal życzysz sobie bym uczestniczył w Twym życiu?
- Wydaje mi się, że możesz mi pomóc, a poznać również bym chciała Cię od nowa.
- Gdyby to się nie kończyło bym był najszczęśliwszy.
- Musisz dać mi tylko czasu, bym się zaklimatyzowała we wszystkim.- posłałam brunetowi promienny uśmiech mając nadzieję, że w pełni zrozumie i postawi się na mym miejscu - Zbieramy się? Chciałabym jeszcze odwiedzić szkołę.
- Jak zwykle pilna uczennica.
- Chcę się tylko w czymś upewnić. - sama nie wiem w czym. Łudziłam się, że okażę się to budynek z moich snów, które naprawdę męczą mnie co noc, a żadne z nich nie wnosi zbyt wiele. Śni mi się zupełnie przeciwieństwo. Zupełnie inne miasto, inny świat.
- Mówiłam Ci jakie jest moje największe marzenie?
- Od zawsze chciałaś skoczyć na bungee. Choć w nietypowych okolicznościach. Chciałaś wziąć swój własny ślub skacząc.
- Naprawdę? Byłam wtedy trzeźwa? - roześmiałam się melodyjnie pod noskiem dziwiąc się z własnych pomysłów.
- Chciałaś też mieć ósemkę dzieci ze mną.
- W to Ci nie uwierzę.
- A myślałem, że już zaczniemy.
- Kretyn. - uderzyłam go delikatnie w ramię śmiejąc się zabawnie pod noskiem. Właśnie w tej chwili nasunęło mi się dość głupie pytanie.
- Wiesz może to głupio zabrzmi, ale.. No wiesz, czy między nami kiedykolwiek do czegoś doszło?
- Do pocałunku? Zawsze.
- Oj wiesz o czym mówię.
- Jeśli chodzi Ci o seks to nie. Jesteś chyba czysta.
- Chyba?
- No pewności teraz nie ma nikt.
- Wiesz co? Dzięki.
- Nie przejmuj się, tylko żartowałem. - był niemożliwy, ale podobał mi się. Był sympatyczny, miły i zabawny, a to mnie najbardziej przyciągało.
- Widzisz tamtej budynek? To nasza szkoła.
- Kurde.. Znów pomyłka.
- Słucham?
- Nie, nieważne. - westchnęłam cichutko pod noskiem zupełnie się poddając. Ten budynek również nie był z mojego snu. Widocznie morfeusz tylko mnie wyśmiewał.
- A upewniłaś się w tym czymś?
- Śnił mi się budynek naszej szkoły, ale to niestety nie był ten.
- Wierzysz w sny?
- Nie to, że w nie wierzę. Ale po prostu teraz nasilają mi się dziwne wizje. - To prawda. Odkąd tylko ocknęłam się dręczą mnie myśli, a nawet wręcz te niespełnione. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej, ale jak na razie sama nie wiem skąd czerpać informacje.
- Ten dzień był naprawdę przemiły, dziękuje Ci. - zwilżyłam swoje suche od wiatru wargi nie spuszczając wzroku od Zacka. Czego oczekiwałam? Sama nie wiem. Miłego pożegnania? Nie to było coś o wiele silniejszego. Przeczucie, które nie dawało mi spokoju. Odstawiłam na bok wstyd i nieśmiałość i stając na palcach ucałowałam ciepłe wargi chłopaka. Nic. Może to za mało? Nie miałam wyboru. Poprosiłam wręcz o dostęp do jego ust dzięki swemu językowi. Bez problemu, dostałam go, lecz to chłopak przejął tę grę. Wpił się w moje usta odłączając mnie od powietrza. Nie potrafiłam być dłużna. Oboje toczyliśmy zawziętą walkę dwóch ogniw - lecz dla mnie to nadal nic nie znaczyło. Fakt poczułam ukucie, ale to tylko żądza by móc zasmakować jego ust. Nic więcej. Zero jakiegokolwiek uczucia.
- Brakowało mi tego najbardziej robaczku. - zdołałam tylko wymusić uśmiech, nic więcej. Zwykłe "pa" i weszłam do domu, gdzie mamuśka stała w oknie, a ojciec czytał gazetę.
- Prywatność, wiesz na czym polega?
- Przecież tak słodko razem wyglądacie. Mimowolnie przypominają mi się czasy mojej młodości i Twojego ojca.
- Mamo, nie chce o tym słuchać.
- Zack to naprawdę dobry chłopak, nie schrzań tego - nagle wtrącił się ojciec. On od początku traktował mnie oschle. Mogłam odczuć chłód płynący z jego ciała dość dobitnie. - Bo i tak wyjdziesz za niego za mąż czy tego chcesz czy nie - nagle dokończył obojętnie. Teraz już totalnie brednie.
- Z góry zakładasz co może być za kilka lat?
- Ja nie zakładam. Gdy skończysz pełnoletniość będziemy musieli wydać się za mąż, a to już niebawem prawda? Wybrałem już kandydata. Będzie nim Zack.
- Nie możesz zrobić mi tego.
- Mogę i zrobię. Rodzina tego chłopaka jest zamożna, a my potrzebujemy pieniędzy.
- Wystawisz mnie tylko obcemu chłopakowi dla pieniędzy?
- Nie jest obcy, to Twój chłopak więc do jasnej cholery w czym problem.
- W tym, że go nie pamiętam i jest mi zupełnie obcą osobą. Nienawidzę Cię. - wybiegłam z zaszklonymi tęczówkami z domu. Sama nie wiem gdzie biegłam. Kierowałam się przed siebie..

~♦~

A jednak dotrzymuje słowa. Jest i trzeci rozdział, ale czemu nadal mam wątpliwości do tego opowiadania? Sama nie wiem. Może z czasem przywyknę do tego, że nie wychodzą mi te rozdziały, aczkolwiek nieważne. Dziękuje za poprzednie komentarze i wyświetlenia. 

Co wyniknie ze znajomości Elen I Zacka?
Czy ojciec spełni swoją obietnicę? 
Jak Zack zareaguje na rękę córki Jacka? 
Czytajcie "cupboardlovee"







2 komentarze:

  1. Rozdział zajebisty! Czekam na nn♥

    Ewelina12

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest boski!! :)
    Czekam na nn...
    Powiadom!

    Pozdrawiam,
    AnotherGirl (Bloblo)

    OdpowiedzUsuń